8. Abstrakcja
i moja z nią sprawa...
Nigdy się nie lubiliśmy i już raczej nie polubimy. W tym względzie jestem jak dziecko z baśni Andersena. Przyglądam się, przyglądam i widzę pysznego cesarza kroczącego nago przez miasto. A ta procesja trwa już ponad sto lat!
Spektakl na motywach baśni Andersena pt. Nowe szaty cesarza. Fot.arch..A.Głuc
Łacińskie : abstractio znaczy „oderwanie” . W sztuce ma to być tworzenie dzieł zrywających z wszelkimi regułami i tradycją. Takie trochę lucyferiańskie: N O N S E R V I A M ! ( „Nie będę służył!”) Takie zawołanie wbija w pychę i… prowadzi do upadku. N i e u c h r o n n i e.
Pierwsi abstrakcjoniści przeciwstawiali się regułom, które jednakże poznali. I powiadali: - zaprawdę, prawda nie istnieje! Absurd? – absurd niezaprzeczalny. To trochę tak jak gdyby mieszkaniec Aten powiedział, że wszyscy Ateńczycy to kłamcy. Dzisiejsi abstrakcjoniści - a tamtych pogrobowcy, buntują się przeciw temu czego nigdy nawet nie dotknęli i powiadają: - tylko my, wyłącznie my współcześni Ateńczycy mamy umiejętność osądu nad różnicą-róznicy pomiędzy prawdą, a fałszem , a ta zaprawdę nie istnieje! Mieli czas, sporo czasu, na badanie i oh! teraz wiedzą już na pewno! Cóż... zachowują się jak wzmiankowany wyżej cesarz, który gdy już caaały lud podążając za głosem dziecka zawołał w końcu: - On jest nagi! – Cesarz... „ zmieszał się, bo wydało mu się, że jego poddani mają słuszność, ale pomyślał sobie: Muszę wytrzymać do końca procesji. I wyprostował się jeszcze dumniej, a dworzanie szli za nim, niosąc tren, którego wcale nie było”.
Ostatnimi czasy mój wieloletni Przyjaciel, o którym wspomniałem w rozdziale „Pieczęć”, porzucił malarstwo figuratywne na rzecz abstrakcji. Nie bardzo mnie to ucieszyło, ale słysząc w jego głosie radość wyzwoleńca zadziwiłem się nieco i – przyznaję - nie potrafiłem wejść w dialog z tą jego nową ideą. Natomiast moja żona Li-Dociekliwa zapytała go czy widział kiedy obraz abstrakcyjny, który poruszałby do łez? No, takiego to nie spotkał, ale namaluje. Przyjacielu, udowodnij! Darz bór!
W każdym przejawie ludzkiego działania znajdą się rzeczy doskonałe, niekiedy zatrważająco doskonałe i choć wśród dzieł nazwanych abstrakcją znaleźć można przykłady intrygujące, a nawet na swój sposób wybitne, to jednak prawdziwy (sic!) obraz abstrakcyjny nie powstanie nigdy. Ta zwodna idea zawiera bowiem wewnętrzny fałsz, absurd i sprzeczność, a to, że nawet zatrute drzewo może rodzić soczyste i pachnące owoce?… znamy dobrze z tej powszechnej i tej naszej prywatnej historii.
I już na koniec. historia pewnej szympansicy. Napisałem, że nigdy nie powstanie obraz „prawdziwie” abstrakcyjny, ale przyjmując jako zasadę podstawowe założenia abstrakcjonistów, pewna malarka przybliżyła się do ideału. Opisał to Waldemar Łysiak w książce „Francuska ścieżka”, w fenomenalnym rozdziale pt. „Qvo vadis ars?” :
„ Znany zachodnioniemiecki krytyk i kolekcjoner dzieł mistrzów, Bered H. Feddersen, urządził w galerii we Frankfurcie nad Menem wystawę prac odkrytej przez niego japońskiej malarki Yamasaki. Po kilku dniach wszystkie dzieła Japonki zostały sprzedane, a prasa drukowała entuzjastyczne recenzje krytyków. Wówczas Feddersen ujawnił, że wszystkie wystawione obrazy namalowała szympansica Berbelchen z cyrku „Williams”. On tylko dostarczył jej pędzle i farby, a małpa w ciągu trzech godzin stworzyła 200 „wybitnych dzieł”. Jakiż komentarz jest tu potrzebny?...”
No więc właśnie…
W tzw. „zajawce” do artykułu wykorzystałem akwarelę , którą w roku 1910 namalował Wasilly Kandynsky, a uznawaną za pierwszy obraz abstrakcyjny.